O ALARMIE
Dzień wolny, zaplanowane na dziś: zupełnie nic.
8 rano, M. już w pracy, budzę się powoli i zadowolona schodzę na dół kliknąć „cappuccino” na ekspresie, z planem szybkiego powrotu do łóżka z tymże. No i coś mi ten idealny poranek zakłóca.
Co to za pikanie?
Jakby dalej na ulicy komuś wył samochodowy alarm.
Wyglądam przez okno, no nie widać.
Co to za dupek się włamuje do samochodów o tej porze i na takiej wiosce?!
Dobra, zaraz przestanie.
„Capucciono” kliknięte.
Ale ciągle pika.
Okno z drugiej strony.
Tu się nowe osiedle buduje, to pewnie tam jakiś pacan włączył dziwne urządzenie, którego chyba jedyną funkcją jest ten zamglony dźwięk.
Ale budowlańców jeszcze nie ma.
Co za ludzie tu mieszkają, że czymś piszczą mi od rana?! Oczywiście akurat dzisiaj, kiedy zaplanowałam relaks i spokój. Dramatycznie już jestem zdenerwowana.
I do tego jakieś wibracje – o, to akurat mój telefon. Dzwoni M.:
„Kochanie, zapomniałem, że zostałaś dzisiaj w domu, aktywowałem alarm wychodząc. Możesz wyłączyć, zanim sąsiedzi zaczną dzwonić?”
…
Dobrze że nie obudzili Cię ochroniarze, byłabyś rozpoznawana na dzielni jako „ta włamywaczka z nad rozlewiska” 😀
To prawda, bardzo dobrze! Szczególnie gdyby próbowali coś ode mnie wyciągnąć przed tą kawą – nic bym nie powiedziała!